niedziela, 2 października 2011

Reportażowo


   Reportaż to jeden z moich ulubionych gatunków. Zaczęło się od Kapuścińskiego, którego książki uwielbiam. Śladów jego twórczości szukam we wszystkich reportażach, po które tylko sięgam. Nie inaczej było inaczej.
   Najpierw przeczytałam kilka wykładów Kapuścińskiego zabranych w książce "Ten inny". Autor mówi w nich o swoim podejściu do drugiego człowieka, w którym wyraża się jego sposób patrzenia na świat. Szkoda, że nie mogłam go słuchać wygłaszającego te słowa.
   "Dzisiaj narysujemy śmierć" - niesamowity tytuł zmusił mnie do przeczytania tej książki, mimo, że nie maiłam pojęcia o czym jest. Ale tak to ze mną bywa, że wybierając książki rzadko działam racjonalnie.
    Po przeczytaniu jej wiem nareszcie co stało się w Rwandzie w 1994. Te wydarzenia interesowały mnie odkąd obejrzałam film "Shooting dogs", ale nie do końca wiedziałam kto, kogo i dlaczego. Tochman wyjaśnia przyczyny konfliktu - podłoże historyczne i pokazuje kraj 15 lat po tragedii - jak żyją teraz ci ludzie, jak radzą sobie z przeszłością, czy w ogóle sobie radzą?
   Książka pełna brutalnych obrazów, w której na pierwszym miejscu stoi Inny - tak, jak zaleca Kapuściński. Warto przeczytać, choć trzeba mieć mocne nerwy.

sobota, 1 października 2011

Zapracowany wrzesień

   Ostatnio niewiele udzielam się blogowo, co wcale nie znaczy, że przestałam czytać - niedoczekanie! Tylko czasu mniej. Muszę też zwracać uwagę, żeby książki nie były za duże i mieściły się w torebce. Te kryteria spełniły we wrześniu:
   "Tatami kontra krzesła" - niesamowicie ciekawa opowieść o Japonii i jej mieszkańcach. Funkcjonuje wiele stereotypów dotyczących tego kraju, Rafał Tomański rozprawia się z nimi i pokazuje Japonię taką, jaką udało mu się poznać podczas studiów i podróży. Okazuje się, że Japonia to nie tylko gejsze, samurajowie i sushi. To kraj o bardzo złożonej historii i przebogatej kulturze, które ukształtowały na dość specyficzny sposób. Czemu japońskie komórki ciągle mają antenki? Ile razy ukłonić się wręczając wizytówkę? - Obserwacje, które poczynił autor są bardzo ciekawe, dzięki książce można wzbogacić swoją wiedzę o świecie i nabrać ochoty na podróż do kraju kwitnącej wiśni. Polecam!

   Uwielbiam programy Martyny Wojciechowskiej z cyklu "Kobieta na końcu świata". Zwraca w nich uwagę, na bardzo ciekawe zjawiska i pokazuje  światy, o których istnieniu często nie mam pojęcia. Dlatego chciałam sięgnąć po jej książkę i przekonać się jaką Martyna jest pisarką. "Zapiski (pod)różne" jak sama nazwa wskazuje to zbiór luźno związanych ze sobą notatek, historii, impresji, które powstały podczas niezliczonych wypraw Martyny Wojciechowskiej. Czasami ton jest trochę moralizatorski, co jednak nie zraża do poznawania kolejnych jej przygód. Martyna na jednej bawi do łez, na innej skłania do bardzo głębokich refleksji - jedno jest pewne - nie pozostawia obojętnym. Na pewno sięgnę po inne jej książki, tym bardziej, że są tak pięknie ilustrowane. :)

  A na koniec, dla rozluźnienia przeczytałam jeszcze "Coś pożyczonego". Chciałam zbadać, na czym polega fenomen pisarki i wciągnęłam się w czytanie na cały ubiegły weekend. Nie jest to może wymagająca lektura, ale za to odprężająca i miejscami dość zabawna, chociaż bez rewelacji. Niemałą rolę gra tu Nowy Jork, w którym rozgrywają się miłosne perypetie bohaterów książki. Sama nazwa tego miasta dzieła na moją wyobraźnię. Oczywiście ciekawi mnie, co dalej z bohaterami, więc pewnie spędzę jeszcze kiedyś weekend w objęciach kolejnych książek z tej serii.

   Dziś wracam do Japonii - tym razem z "Norwegian Wood" i bardzo się na tę podróż cieszę.

środa, 14 września 2011

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" M.V. Llosa

   Dużo nowości u mnie we wrześniu. Nowa praca, stety-niestety blisko domu, przez co mam mało czasu na czytanie w autobusach. Staram się nadrabiać to wieczorami, ale różnie z tym bywa. Póki się w tym nowym otoczeniu nie zorganizuję posty będą pewnie pojawiać się tu bardzo nieregularnie.
   Ostatnie dni wakacji spędziłam z niegrzeczną dziewczynką i grzecznym chłopczykiem, poznając historię ich niesamowitej miłości. Jest to naprawdę wciągająca historia, którą chłonęłam bardzo szybko, mimo, że niektóre zdarzenia są mało prawdopodobne.
   Ciekawe, że tak różni od siebie ludzie mogą mieć tak wiele wspólnego, że może łączyć ich taka namiętność i pasja, które są w stanie przetrwać największe próby. Przykład Ricardo który jest tą "dobrą" stroną tego związku pokazuje, że o miłości nie decydujemy sami. Zraniony tysiąckroć wybacza za tysiąc pierwszym razem ryzykując samego siebie. Żądna przygód niegrzeczna dziewczynka gdzieś w głębi duszy pragnie stabilizacji jaką on jej daje. Jednak nadmiar spokoju tłamsi ją w wyniku czego jak sprężyna wybija się na wolność, z czasem wraca jednak na swoje miejsce.
"Już nie umiałem jej wierzyć, bo od czasu gdy ją poznałem, zawsze mówiła mi więcej kłamstw niż prawdy. I sądzę, że w odróżnieniu od zwykłych śmiertelników na tym etapie życia wspaniałej Kuriko było jej niezwykle trudno oddzielić świat, w którym żyła, od świata, w którym twierdziła, że jest."
   Książka pełna jest również pięknych metafor. Moim zdaniem najbardziej niegrzeczną dziewczynkę trafnie obrazuje opis falochronu, który nie zawsze jest w stanie okiełznać morze - musi do tego być ustawiony we właściwym miejscu i czasie. Ona jest właśnie taka - trudno na nią wpłynąć.
   Podsumowując uważam "Szelmostwa..." za bardzo dobrą książkę, a Wy?

sobota, 3 września 2011

"Wielki Gatsby" F. Scott Fitzgerald

   Po podróżach po polskiej wsi trafiłam za sprawą "Wilekiego Gatsby'ego" do Nowego Jorku. To miasto moich marzeń, uwielbiam marzyć o piciu kawy z croissantem przed wystawą Tiffany'ego, a teraz będę marzyć jeszcze o dekadenckich przyjęciach w wypełnionych papierosowym dymem (no, może bez przesady) apartamentach. To taki mój "amerykański sen".
   Fitzgerald w swojej najbardziej znanej powieści z jednej pokazuje świat Nowego Jorku lat 20. ubiegłego stulecia w najpiękniejszych słowach, opisując szczegółowo życie ówczesnych elit. Jednocześnie jednak demaskuje prawdę osłoniętą piękną otoczką bogactwa. Ten świat, który z jednej strony kusi, okazuje się być zupełnie zepsuty od środka. W tym świecie najczystsze marzenia zamieniają się w nic nieznaczący pył.
   Dałam się wciągnąć w tą pełną sprzeczności rzeczywistość. Bardzo dynamiczna narracja nadaje powieści szybkie tempo, nie dając czytelnikowi odpocząć. Nie pozostaje nam nic innego, jak gonić w tym tempie do utraty tchu oraz złudzeń.
   Krótka, ale jak dla mnie świetna książka. Bardzo jestem ciekawa ekranizacji, zarówno tej z 70-tego roku z Robertem Redfordem, jak i tej mającej dopiero powstać z Leonardo DiCaprio, który jest jednym z moich ulubionych aktorów.
   A tu jeszcze najlepszy moim zdaniem cytat. Ach, ten Nowy Jork!
"Jechaliśmy przez wielki most, słońce rzucało między przęsła migotliwe smugi światła na pędzące samochody, a za rzeką rosło miasto w białych bryłach i kostkach cukru, miasto zbudowane z pragnień, za pieniądze, które nie cuchną. Nowy York widziany z mostu Queensboro jest zawsze miastem widzianym po raz pierwszy, z jego pierwszą, szaloną zapowiedzią wszystkich cudów i piękności świata."
Queensboro Bridge; http://www.nydailynews.com/img/2009/03/30/alg_queensboro.jpg

czwartek, 1 września 2011

"Pałac" Wiesław Myśliwski

   Moje trzecie spotkanie z autorem. Na pewno nie ostatnie, ale jak dotąd najmniej przyjemne. "Pałac" przeczytałam do końca na siłę. Podczas gdy czytając poprzednie powieści Myśliwskiego żyłam opisanymi w nich wydarzeniami, wczuwałam się w postacie bohaterów, tym razem nie miałam pojęcia o co chodzi. Dopóki narratorem jest Jakub, parobek, który sam pozostał w pałacu po tym jak opuścili go właściciele, miałam do czynienia z tym Myśliwskim, którego lubię i cenię. Wycieczka wieśniaka po dworskich pokojach ma bardzo symboliczne znaczenie. Dalej się już zgubiłam, chyba razem z bohaterem. Monotonny strumień świadomości kolejnych, bliżej niezidentyfikowanych przeze mnie postaci, do tego na bardzo dziwne tematy. Absurdalne, czasami mrożące krew w żyłach historie, z których dla mnie nic nie wynika.  Być może książka ta byłaby gratką dla fanów psychologii, niestety ja do takich się nie zaliczam.
   Plusem powieści jest nietypowy obraz społeczeństwa z czasów początki wojny. Wyraźnie zaznaczone różnice między klasami społecznymi z krytyką "jaśnie panów". I z plusów dla mnie to byłoby tyle. Nad resztą zawieszę kotarę milczenia.
   Z Myśliwskim się nie żegnam - wciąż czeka na półce "Traktat o łuskaniu fasoli", ale najpierw muszę chwilę od niego odpocząć.

niedziela, 28 sierpnia 2011

"Klub filmowy" David Gilmour

   "Klub filmowy" trafił w moje ręce, zupełnie przypadkiem, w idealnym czasie, tuż po przeczytaniu "Nagiego sadu". Relacje między ojcem a synem przyjmują tu zupełnie inny obrót. Autor powieści opowiada o kilku latach z życia swojego syna, który w wieku kilkunastu lat miał dosyć szkoły. W zamian za zgodę na rzucenie szkoły ojciec poprosił go jedynie o regularne oglądanie wybranych filmów. I tak powstał dwuosobowy klub filmowy. Czas spędzony wspólnie przed telewizorem pozwolił im pogłębić łączącą ich wieź. Filmy pokazały chłopcu świat z innej strony, ułatwiły nazwanie własnych problemów, a przede wszystkim stanowiły inspirację do wielu rozmów, nie tylko o kinie. Książka jest przez to nieco "przegadana", ale nadal warto ją przeczytać, żeby poznać historię Davida i Jesse'go oraz dać się zainspirować filmami, jakie wspólnie obejrzeli.
   Moją uwagę zwrócił pomysł do powtórnego oglądania filmów niekonieczne, żeby przypomnieć sobie same filmy, ile wrócić do siebie, z czasu kiedy oglądało się te filmy po raz pierwszy. Sama często wracam do książek, które czytałam dawno temu właśnie po to. Niestety często okazuje się to niemożliwe. Czas zmienia sposób odbierania wielu rzeczy i nie da się oglądać świata, tak jak oglądało się go kiedyś. Szkoda. Chociaż warto próbować :)

piątek, 26 sierpnia 2011

"Nagi sad" Wiesław Myśliwski

   Kolejna po "Kamieniu na kamień" książka tego autora, którą przeczytałam. Na pewno nie ostatnia.. W jego prozie jest coś prostego, naturalnego a zarazem głębokiego, że chce się go czytać bez przerwy. Bez zbędnych ozdobników, tym razem nawet bez dialogów. W "Nagim sadzie" panuje totalny minimalizm. Stosunek ojca do syna zostaje pokazany w najprostszy sposób poprzez gesty i czyny. Okazuje się, że bez słów można wyrazić o wiele więcej, a milcząc można zbudować prawdziwie głęboką więź między dwoma osobami.
"Bo samo życie bez wyrozumienia niczym jeszcze nie jest, potrzebuje choćby czyjejś pamięci, czyjegoś świadectwa, a niekiedy i tej przyjaznej łatwowierności, która je obłaskawia, niejednego przymknięcia oczy, wybaczeń, bo jak mu się zaufa, takie i jest, i ciepła niemało, a przede wszystkim dobrego słowa, pocieszającego słowa, słowa nawet i złudnego, a nie tylko przygany."
   Wobec takiego utworu trudno jest cokolwiek napisać, najlepiej rozważyć w ciszy zawarte w nim mądrości. Do czego szczerze zachęcam.
"Niektórzy mówią o książkach jako o zaczarowanym świecie, o tym, ile zawdzięczają książkom w swoim życiu, wspominają, jak to je czytali po kryjomu. nieraz nie przy świetle, lecz przy księżycu, nie przy stole, lecz w listowiu, ale ja tam mozoliłem się nad nimi dzień w dzień, świątek, piątek i niczego dobrego nie znalazłem prócz zwątpień."

czwartek, 18 sierpnia 2011

"Pani Bovary" Gustav Flaubert

   Ciągle mam wrażenie, że czytając nadrabiam zaległości. Jest mnóstwo książek, które wiem, że powinnam znać. Pytanie tylko, kiedy wreszcie uda mi się je nadrobić? Na szczęście mam do dyspozycji nieograniczoną ilość książek, więc pewnie nigdy moje nadrabianie się nie skończy, co bardzo mnie cieszy.
   Tym razem uznałam, że powinnam poznać "Panią Bovary", dlatego wybrałam ją podczas ostatniej wizyty w bibliotece. Trafiło mi się piękne, stare wydanie, którego okładka pięknie komponowała się z moją pościelą. Bajka. Leżąc w mojej różowiutkiej pościeli przenosiłam się wieczorami do XVII-wiecznej Francji. Do falban, kokard, sukien i kapeluszy Emmy Bovary oraz do jej miłosnych przeżyć. Nie lada gratka! Zachwycił mnie sposób w jaki autor opisuje przedstawiony w powieści świat. Dokładność szczegółów jest niesamowita. Ułatwia to czytelnikowi odnaleźć się w nowym otoczeniu i robi ogromne wrażenie.
"A zresztą nie warto niczego szukać, wszystko jest kłamstwem. Każdy uśmiech kryje ziewnięcie nudy, każda radość - przekleństwo, każda przyjemność - niesmak, a najgorętsze pocałunki pozostawiają na wargach jedynie nieosiągalne pragnienie jeszcze wyższej rozkoszy."
   Najbardziej ujął mnie delikatny humor, odrobina groteski, którą pisarzowi udało się przemycić między wiersze. Dzięki temu obraz społeczeństwa uzyskuje dodatkowy wymiar i staje się pełniejszy, wyczuwalna staje się krytyka niektórych zachowań. Chociaż Flaubert nie ma tendencji do "mieszania się" i włączania swojej osoby, pozostaje raczej z boku.
   Nie chcę pisać o wydarzeniach opisanych w powieści, ponieważ większości z Was są ona znane. Dla mnie jest to opowieść o niespełnionych marzeniach i niespełnionej choć burzliwej miłości. Chylę czoła przed kunsztem pisarza i polecam całym sercem.

środa, 10 sierpnia 2011

"Strażnik marzeń" M. Surmacz

   Kolejne tego lata spotkanie z "Włóczykijką" i polskimi autorami. Tym razem dostałam do przeczytania debiutancką książkę Mariusza Surmacza "Strażnik czasu". Głównym bohaterem jest Max, który z miłości zostawia swoją ukochaną i wyrusza  na swoim motorze w drogę szukając ukojenia. Po drodze dzieje się wiele, Max spotyka wiele ciekawych osób, poznaje historie ich życia. Szuka zapomnienia w alkoholu, przygodnym seksie, szybkiej jeździe. Mimo to, obraz ukochanej jest z nim wszędzie, cokolwiek by nie zrobił, zawsze ma przed oczami jej twarz, co skłania go do wspomnień i marzeń.
   Jest to naprawdę ciekawa historia, jednak sposób jej przedstawienia nie do końca do mnie przemawiał. Intrygowało mnie, jak mężczyzna będzie pisał o miłości, rozstaniu czy seksie. Niestety już po kilku stronach czułam rozczarowanie. Tkliwy sposób mówienia o uczuciach, sztywny, nienaturalny język i nieprawdopodobne zbieg okoliczności - spodziewałam się czegoś więcej. Szkoda. W zupełności zgadzam się z opiniami, w których "Strażnika..." porównuje się do tanich romansów - ja oceniłam tę książkę na podobnym poziomie.
   Cieszę się, że ta książka już za mną i bardzo jestem ciekawa, co nowego przyniesie mi "Włóczykijka".

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

"Ludzie błądzą, kiedy nie słuchają serca"

   "Rio Anaconda" Wojciecha Cejrowskiego to książka, którą odkładałam specjalnie na wakacje. Do końca dama nie wiem dlaczego. Spodziewałam się, że mi się spodoba - a przyjemności lubię sobie dawkować. Nie pomyliłam się. Dosłownie połknęłam te 400 stron w kilka godzin. Czytanie książek tej serii to dla mnie ogromna przyjemność, ponieważ nie tylko treść tu zachwyca. Piękne zdjęcia, nawet piękny papier.
   Cejrowski znowu zabiera nas ze sobą w niebezpieczną podróż do krainy Dzikich, zdradza nam ich najgłębsze sekrety, przedstawia ich życie codzienne, sposób postrzegania świata. A to wszystko z szacunku do ich wieloletniej tradycji i w trosce o pamięć o odchodzących plemionach. Jego Opowieść jest jednocześnie i piękna i smutna. Od początku do końca zdajemy sobie sprawę, że takich plemion nie pozostało już wiele, a ich czas jest policzony. Najsmutniejsze jest to, że największym zagrożeniem dla nich jesteśmy my, cywilizacja jaką ze sobą niesiemy i brak wiedzy o Nich.
    Jako żądnemu wrażeń czytelnikowi podobały mi się oczywiście fragmenty o przedzieraniu się przez śmiertelnie niebezpieczną dżunglę oraz opisy groźnych roślin i zwierząt. Sporą część książki stanowią tym razem rozmowy z szamanami, których Cejrowski spotkał na swojej drodze. Te dialogi mają swoje plusy i minusy - są dosyć długie i czasami wydawały mi się nudnawe, z drugiej jednak są sposobem na przemycenie czytelnikowi wiedzy i tradycji oraz... tajemnic sprytnych sztuczek, jakie stosują szamani.
"Nieodwracalne należy do Boga. Nam nie wolno tego robić. Możesz zabrać, jeśli umiesz dać. Możesz zabić, jeśli umiesz począć. Nie wolno zniszczyć, jeśli nie umiesz stworzyć. Tak mówi Pachamama."
   Mi książka bardzo się podobała i już wiem, że będę czytała wszystkie książki Cejrowskiego, jakie wpadną mi w ręce. Wiem jednak, że są osoby, którym nie odpowiada jego czasami "pyszałkowato-przechwałkowaty" styl i się im nie dziwię. Jedno jest pewne, wobec jego osoby nie można być obojętnym - albo się go uwielbia (jak ja) albo się go omija szerokim łukiem.

środa, 3 sierpnia 2011

"Oczyszczenie" Sofi Oksanen

   Trudno pisać o książce, której recenzji powstało już mnóstwo. Tym bardziej, że to te recenzje zachęciły mnie do sięgnięcia po nią. Jestem świeżo po lekturze i muszę przyznać, że robi ona wrażenie na czytelniku. Budzi obawy, burzy wyobrażenie o ładnym, poukładanym świecie.
   Ale od początku. Niespodziewana spotkanie dwóch na pozór zupełnie obcych sobie kobiet staje się przyczyną snucia wspomnień. Kolejne fragmenty odsłaniają zawiłe losy obu kobiet i ich rodzin. Okazuje się, że więcej je łączy niż dzieli, a różnica wieku między nimi wcale nie powoduje, że przeżywają inne problemy. Miłość, przyjaźń, zazdrość, wstyd... wybuchowa mieszanka uczuć.
   Nie jest to książka łatwa, co nie znaczy, że należy ją omijać. Przeciwnie, skłania do refleksji i pokazuje, że nie wszystko jest takie, jakie byśmy chcieli żeby było. To jedna z niewielu książek zza naszej wschodniej granicy, którą przeczytałam - wyraźnie wiele tracę koncentrując się na Zachodzie. Cieszę się, że po nią sięgnęłam, chociaż trudno jest mi ją ocenić. W przypadku książek jak ta cieszę się, że nie wprowadziłam na swoim blogu skali ocen. "Oczyszczenie" jakoś nie mieści się w żadnej mi znanej.
   Ciekawi mnie, dlaczego w wielu recenzjach pojawia się porównanie jej do "Pokuty". Chyba będę musiała to zbadać czytając po książkę McEwana.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Archipelag

   Niedawno ukazał się kolejny numer "Archipelagu". Tym razem tematem przewodnim jest droga. Dowiemy się, co zabrać do walizki i co do swoich walizek zabierają inni. Mnie ciekawią wywiady z Mariuszem Szczygłem, którego książki chciałabym wkrótce poznać oraz z Antonią Lloyd-Jones, ponieważ tłumaczenie ta jak najbardziej "mój" temat. Na pewno znajdziecie tam też coś dla siebie. Ja już zabieram się za czytanie!
   Magazyn do pobrania tutaj.

Wspomnienia z gór

Jak wspominałam ostatnio, wybrałam się na małą górską wyprawę, żeby spełniać kolejne z moich marzeń. Nareszcie dotarłam nad Morskie Oko, wprawdzie okrężną drogą, zahaczając wcześniej o Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Wycieczka była dość długa i męcząca, ale warta wysiłku:
Dolina Pięciu Stawów Polskich

Podziwiając Morskie Oko

Strumień przy ścieżce na Kasprowy Wierch
Już tęsknię za górami i planuję kolejną wyprawę. Wprawdzie wędrując nie da się czytać, ale zebrałam potężny zapas energii, który zamierzam wykorzystać czytając.

środa, 20 lipca 2011

"Łąka umarłych" Marcin Pilis

   Ta książka to mój debiut we "Włóczykijce", bardzo udany, powiem we wstępie. Wprawdzie akcja ma teraz mały wakacyjny przestój, jednak nie mogłam już dłużej zwlekać i przeczytałam "Łąkę...", a teraz chciałabym się na gorąco podzielić wrażeniami. Uprzedzam, że nie jestem w stanie sensownie uporządkować przemyśleń dotyczących tej książki, nie wiem, czy czas by mi w tym pomógł.
   Autor porusza bardzo ważny problem w historii Polski i Niemiec, o którym się nie mówi, ponieważ jest szokując, ponieważ budzi kontrowersje, ponieważ wielu ludziom jest nie na rękę mówić o tym głośno. Chodzi o kwestię winy za zbrodnie wojenne, odpowiedzialności za śmierć wielu niewinnych osób a wreszcie o antysemityzm Polaków.
"Że w głębi noszę tę winę, bo mogłem zrobić więcej? Tak, mogłem, ale i nie mogłem jednocześnie. Jakieś przekleństwo wisi nad naszą wolą czynienia, coś uwłaczającego dumnej nazwie człowieczeństwa, z takim poważaniem przytaczaną na określenie najszlachetniejszego gatunku całego stworzenia. Bo skoro nie ma w nas autentycznego porywu, a za porywem ducha nie podąża realny czyn w najczystszej postaci, cóż za człowieczeństwo, ta mistyczna materia ludzkiego rodzaju, z której tkamy obraz samych siebie, tkwi we mnie? Co to takiego?"
   Czytając "Łąkę umarłych" śledzimy historię Wielkich Lip, małej, zapomnianej wioski, położonej w bliżej nie wyjaśnionym zakątku Polski, na przestrzeni całego XX-tego wieku. Widzimy ją oczami różnych osób, co daje nam możliwość poznać ją z różnych perspektyw i dostrzec wielowymiarowość problemu. Z jednej strony są to Polacy, którzy byli świadkami wydarzeń, z drugiej natomiast niemiecki oficer, który był sprawcą. Czytelnik odkrywa głęboką tajemnicę, kryjącą się w Wielkich Lipach, razem z młodym studentem Andrzejem, który nieświadomy wielu spraw wybiera się do opuszczonej wioski na ferie. Czy uda mu się odpocząć? Jaką tajemnicę kryją mieszkańcy wsi?
   Temat został podjęty bardzo odważnie, bez zakłamań.Potrzebne są takie książki, żeby otwarcie zacząć myśleć i mówić o tych problemach. Mi bardzo spodobało się zakończenie książki, z jednej strony jest smutne, ponieważ pokazuje, że dopiero kolejne pokolenia mogą wyjaśnić kwestie z przeszłości, z drugiej strony okazuje się, że da się pogodzić z przeszłością. Książka ma zatem dla mnie pozytywną wymowę i bardzo się cieszę, że ją przeczytałam.
 

Przyjemności

   Najpierw chciałabym podziękować Elwice oraz Pauli za wyróżnienie mnie nagrodą 'One lovely blog award'. Niezmiernie mi miło z tego powodu :) Ponieważ zostali już nią obdarowani moi ulubieni bloggerzy i bloggerki, ja nie nominuję nikogo. Za to zdradzę Wam swoją tajemnicę: w najbliższym czasie spełni się kolejne z moich wielkich marzeń - zobaczę Morskie Oko. Już jutro wybieram się do Zakopanego i zaplanowałam wyczerpującą wyprawę przez polskie Tarty, która skończy się właśnie w tym miejscu.Trzymajcie kciuki, żeby pogoda była udana, a ja po powrocie podzielę się fotografiami.
   A to piosenka w takt której zamierzam przemierzać górskie szlaki:

wtorek, 19 lipca 2011

"Jesienna miłość" i "Od pierwszego wejrzenia" N. Sparks

   Weekend tuż po obronie spędziłam czytając lekkie, mało wymagające książki Sparksa. Minął już tydzień i czytam teraz inne rzeczy, ale o tych dwóch nie zdążyłam dotąd napisać :)
   "Szkoła uczuć" to mój ulubiony film z czasów liceum. Kiedyś oglądałam go zawsze, kiedy miałam zły humor. Dziś też czasami do niego wracam, kiedy mam ochotę powzruszać się przed telewizorem. Książkę, na podstawie której powstał scenariusz prze czytałam dopiero teraz.
   Historię poznajemy z perspektywy głównego bohatera, Landona, który zakochuje się w niepozornej i spokojnej córce pastora, Jamie. Losy bohaterów znałam już z filmu, dlatego czytając powieść głównie porównywałam adaptację z książkowym pierwowzorem. Wiele rzeczy pozostaje tu wyjaśnione w sensowniejszy sposób, niż ma to miejsce w kinowej wersji. Natomiast retrospektywny sposób opowiadania przypomina inną znaną powieść Sparksa - "Pamiętnik".
    Poszukując kolejnej dawki wzruszeń w wydaniu etatowego wyciskacza łez sięgnęłam po "Od pierwszego wejrzenia". Wybór był zupełnie przypadkowy i dopiero w domu dowiedziałam się, że jest to kontynuacja innej powieści tego autora, nie miało to jednak wpływu na odbiór książki, ponieważ, wydarzenia, które miały miejsce wcześniej zostały streszczone. tak żeby czytelnik mógł się zorientować w losach bohaterów i lepiej ich poznać.
   Bohaterowie tej powieści to ludzie nieco starsi, niż w przypadku Landona i Jamie, oboje mają za sobą pewne doświadczenia, które okazują się mieć wpływ na życie, które chcą razem spędzić. Czy uda im się wspólnie zorganizować ślub i urządzić nowy dom przed przyjściem na świat córeczki? Autor i w tej powieści zaskakuje czytelnika niesamowitymi zwrotami wydarzeń, tak, że nic nie jest takie, jakie wydawało się być na początku.
   Ogólnie uważam, że Sparks jest dobrym pisarzem z bardzo bogatą wyobraźnią. Stawia na drodze bohaterów takie przeszkody, jakich sami nie bylibyśmy w stanie nigdy przewidzieć. W większych ilościach mogłaby się to okazać irytujące. Dlatego teraz zrobię sobie od niego przerwę i zajmę się innymi lekturami.

Stos

   Nie mogłam się oprzeć pokusie i skorzystałam z promocji w znaku, żeby przeczytać to, co zawsze chciałam przeczytać. Z tego źródła pochodzą:
  • J. Hasek: "Losy dobrego wojaka Szwejka z czasu wojny światowej"
  • E. Mendoza: "Przygoda fryzjera damskiego"
  • C.L. Barrio: "Ogród wiecznej wiosny"
  • A. Kozłowska: "Kukułka"
  • A. Gawande: "Komplikacje"
Całości dopełnia "Norwegian Wood" Murakamiego, które kupiłam jakiś czas temu na allegro oraz "Oczyszczenie" Oksanen z Jagiellonki. Nie mogę się doczekać na leniwe dni w leżaku, które spędzę w towarzystwie pana Stosika :)

sobota, 16 lipca 2011

"Trzy wiedźmy" Terry Pratchett

   Nie raz już widziałam recenzje powieści tego autora na blogach, nawet Cejrowski poleca je w jednej ze swoich podróżniczych książek. Dlatego musiałam sama spróbować, "z czym to się je". I spróbowałam, miałam przy tym sporo zabawy. Najlepsza strona Świata Dysku to dla  mnie język jakim jest opisany, niesamowite, czasami wybujałe metafory, niespodziewane połączenia, no i specyficzny humor - nie dziwię się, że autor ma wielu wielbicieli.
   Niestety nie jest to tylko jedna strona medalu - druga jest mniej pozytywna. Muszę przyznać, że trudno było mi odnaleźć się w nowym otoczeniu (może dlatego, że zaczęłam czytanie cyklu od środka), wydał mi się skomplikowany i nie do końca zrozumiały. Nie wszystkie żarty mnie bawiły, pewnie wielu nawet nie dostrzegłam. Nie podobało mi się tempo rozwoju wydarzeń: przez większą część powieści było bardzo powolne, żeby pod koniec osiągnąć raptownie taką prędkość, że nie trudno było mi nadążyć za wydarzeniami.
   Z tych wszystkich powodów nie zostałam kolejną fanką Pratchetta, nie mówię też, że nigdy już nie sięgnę po jego książki - przeciwnie - jest to dla mnie ciągle niepoznany świat, z którym jeszcze mogę się zmierzyć. Jednak podczas tych wakacji będę szukać książek, które bardziej mi odpowiadają. A ponieważ wakacje zapowiadają się długie - pracę zaczynam dopiero we wrześniu - to już się na nie i nimi cieszę.

Bardzo chciałabym się podzielić jeszcze widokiem mojego nowego stosiku ze Znaku, który teraz mruga do mnie okiem z biurka, ale nie mam aparatu. Cóż, będzie to kolejna zaległość do nadrobienia :)

Zaległości

   Dawno nie pojawiało się tu nic nowego, co nie znaczy wcale, że nic nie czytałam. Dużo nowości w życiu i wakacje - to wszystko trochę mnie rozstroiło. Ale teraz wracam ze zdwojoną siłą, już jako pani magister :)
Przygotowując się do egzaminu robiłam oczywiście wszystko, żeby tylko się nie uczyć. Przy okazji udało mi się nadrobić pewne zaległości z dzieciństwa i liceum, czytając "Tajemniczy ogród" i "Makbeta".
   Nie wiem, jak to się stało, ale nigdy dotąd nie czytałam "Tajemniczego ogrodu". Lepiej późno niż wcale - to powiedzenie sprawdziło się w moim przypadku i cieszę się, że odkopałam tę książkę w zakamarkach szafy. Teraz już trudno spotkać powieść dla dzieci, która promowałaby takie wartości jak przyjaźń, miłość, współczucie. Z całym szacunkiem dla Harry'ego Potter'a muszę przyznać, że nie umywa się on do "Tajemniczego...". Książka nie prezentuje może wysokiego poziomu literackiego, ja oceniałam ją jednak od strony treści - a tej nie mam nic do zarzucenia. Przeczytanie jej wniosło odrobinę światła do mojego życia, czytając ją wspominałam czasy własnego dzieciństwa, kiedy budowałam z koleżanką "domki" w parku lub wspólnie zakładałyśmy ogródek przed blokiem :)
   Kolejna moja zaległość to "Makbet" - jedna z niewielu lektur, których nie przeczytałam, kiedy był na to czas. Powodem była oczywiście moja niechęć do dramatów, nawet tych najlepszych. Tym razem sięgnęłam po nią w ramach przygotowań do Pratchetta i jego "Trzech wiedźm', ponieważ wyczytałam gdzieś, że pojawią się tam odniesienia właśnie do słynnej tragedii.Tym nie żałuję, że nie przeczytałam tego wcześniej. Może nie powinnam tego pisać, ale nie oceniam tej książki specjalnie wysoko. To zwyczajnie nie moja bajka. Z drugiej strony jednak klasyków warto znać, dlatego nie uważam, żeby był to zupełnie stracony czas.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

"Dziewczyna, która pływała z delfinami" S. Berman

   Tym razem moje czytelnicze podróże przeniosły mnie do Meksyku, gdzie miałam okazję poznać Karen. Jest to bardzo wyjątkowa kobieta, a jeszcze bardziej wyjątkowy jest sposób, w jaki patrzy na otaczający ją świat. Karen jest autystyczna, ta choroba nie stanowi dla niej jednak ograniczenia ale ją ubogaca. Dzieląc się z czytelnikami swoimi obserwacjami, pozwala im zajrzeć w głąb swojej duszy. Pokazuje, że na świat można patrzeć inaczej, prościej, bezkompromisowo. Obok takiej bohaterki trudno jest przejść obojętnie.
"...to duża różnica między mną a ciotką - ona uważa, że słowa to rzeczy, które istnieją. Ja natomiast wiem, że to tylko zlepki dźwięków, bo rzeczy, które istnieją, nie potrzebują słów, żeby istnieć."
   Losy bohaterki są wprawdzie mało prawdopodobne, ale nie miało to dużego wpływu na mój odbiór książki. Czytałam ją z ciągłym uśmiechem na twarzy, na co dziwnie reagowali otaczający mnie ludzie. Z Karen nie da się nudzić. W tym właśnie książka przypomina historię Forresta. To skojarzenie, z którym nie wszyscy się zgadzają, mi wydaje się bardzo trafne. Myślę, że Karen i Forrest mogliby być dobrymi przyjaciółmi.
   Jeśli macie ochotę polecam nurkowanie z Karen w meksykańskich morzach wśród ławic tuńczyków i obserwowanie z tej perspektywy świata. Może się to okazać naprawdę ciekawym doświadczeniem. Dla mnie było.

Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Znak:

poniedziałek, 20 czerwca 2011

"Dziewczyna o szklanych stopach" Ali Shaw

   Dla ochłody przeniosłam się do na ogarnięty mroźną zimą archipelag wysp położony gdzieś daleko na północy. Poznajemy tu dwoje młodych ludzi, Idę i Midasa. Powoli rodząca się między nimi zażyłość jest ograniczona z jednej strony przez przeszłość - skomplikowane więzy łączące ich rodziny, brzemienne w skutki dzieciństwo obojga, niespełnione marzenia i miłości rodziców, z drugiej strony - nieustannie postępujący proces zamienianie się w szkło, któremu ulega dziewczyna. Rezygnacja, bezsilność i ogólna niemoc ogarniały mnie z każdą kolejną stroną, ponieważ jest to historia, która naprawdę potrafi wzruszyć.
   Bezskuteczna walka o życie i wspaniałe poświęcenie Idy, która w pewnym sensie oddaje siebie, swoje życie i swoją energię Midasowi, pomagając mu wyzwolić się z więzów, w które sam siebie wpędził - to przykład najgłębszej miłości, jaką znam.
   Sięgając po książkę, nie warto jednak sugerować się okładką. Shaw i Murakami to dwa zupełnie inne światy, inne bajki. Shaw wymyślił piękną fabułę, gorzej z jej realizacją. Brakowało mi tego "czegoś" - głębi, czytając miałam wrażenie, że autor 'prześlizguje' się po temacie, a po zamknięciu książki czułam pewien niedosyt. Szkoda.

czwartek, 16 czerwca 2011

"Pożeracz snów" Bettina Belitz

   Korzystając z wolnego czasu sięgnęłam po nowość Wydawnictwa Znak Emotikon. Zupełnie nowa dla mnie twarz niemieckiej literatury, jakże inna od obowiązkowych lektur filologa – lekka książka na upalne dni, która pozwala cofnąć się do czasu, kiedy, jak główna bohaterka - Elisabeth, miało się kilkanaście lat.
   Elli, jak lubi zdrabniać swoje imię, po raz kolejny w swoim życiu znalazła się w trudnej sytuacji. Rodzice nie licząc się z jej zdaniem przenieśli się, razem z nią, na wieś. Nowy dom, nowa szkoła, nowi znajomi – z tym wszystkim musi sobie poradzić sama. Podczas gdy rodzice z entuzjazmem wykańczają nowy dom, Elli nie może pogodzić się z tą zmianą. Nic dziwnego, że mieszkający w pobliżu Colin, który rycersko ratuje ją z kolejnych opłakanych sytuacji, zaczyna ją interesować. Aura tajemnicy, która go otacza, coraz bardziej ją fascynuje i pozwala oderwać się od niewesołej rzeczywistości. Jednak Colin nie jest zwyczajnym nastolatkiem i im bardziej odpycha od siebie Elli, tym bardziej ona do niego lgnie i szuka jego towarzystwa. Co się za tym kryje? Jakie będzie to lato dla Elli? Kim jest jej ukochany? Czy pisane jest im wspólne szczęście?
   Schemat wydaje się znajomy? – Tak, ale nie do końca. Książka potrafi zaskoczyć i to nie raz. I właśnie to mi się w niej spodobało. Kiedy wydaje nam się, że wiemy, co stanie się dalej, sytuacja zmienia się o 180 stopni i nic nie jest już pewne. Dlatego czasami trudno się od niej oderwać. Duży plus, że nie ma tu zbyt wielu ckliwych scen, stosuje znaną konwencję – to fakt – ale umiejętnie wykorzystuje ją przy tym do swoich potrzeb. Język i styl nie są specjalnie wyszukane, ale tu nie o to chodziło. Autorka rysuje naprawdę piękne obrazy i potrafi pokazać emocje bohaterki tak, że chociaż trudno było mi się z nią identyfikować, to dało się ją zrozumieć. Do tego groźnie brzmiący tytuł i romantyczna okładka – czego chcieć więcej?
   Jeśli lubicie tego powieści, gdzie granica między rzeczywistością a światem sennych marzeń zdaje się nie grać roli, sięgnijcie po nią, żeby zatopić się w tym świecie i spędzić nadchodzące lato z Elli i jej „pożeraczem snów”.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak Emotikon.


poniedziałek, 13 czerwca 2011

"Seks, narkotyki i czekolada" P. Martin

   Naukowo o przyjemnościach nie koniecznie musi być poważnie. Styl pisania autora określiłabym jako focus'owy, chociaż zabarwiony nutką specyficznego humoru. A to wszystko na bardzo... przyjemny temat.
   Bardzo ciekawa lektura, która może zmienić nasz sposób postrzegania wielu spraw. Okazuje się, że niektóre zakazane narkotyki są groźniejsze od legalnych używek, czekolada niejednokrotnie jest wskazana, ale tylko ta 30 %-owa. Przy okazji poznajemy historię wielu używek i innych przyjemności, wiele związanych z nimi ciekawostek oraz procesy zachodzące w naszych umysłach podczas ich zażywania.
   Ostrzegam, że nie jedno może nas w tej książeczce zaskoczyć. I mimo, że autor czasami za dużo poucza to naprawdę warta przeczytania książka. Chociaż nie polecam jej osobom szczególnie podatnym na wszelkiego rodzaju uzależnienia - autor prezentuje bardzo liberalne pojęcie do wielu kwestii. A niektóre z jego słów, zasiane na chłonny grunt mogłyby przynieść niezbyt ciekawe konsekwencje. Dlatego zalecam ostrożność :)
   Przy okazji odkryłam bardzo ciekawą serię wydawniczą, którą będę musiała dokładniej zbadać!

niedziela, 5 czerwca 2011

"Piaskowa Góra" Joanna Bator

   Długo czekałam w bibliotecznej kolejce po tę książkę, ale warto było. Jedno zdanie i wiadomo jaka będzie moja opinia, ale... nie od początku tak było.
   Trudno było czytając przyzwyczaić się to zawrotnego tempa narracji, brak wyróżnionych w tekście dialogów i ciągłe opowiadanie - jak bieg "z górki na pazurki" przerywany karkołomnymi ewolucjami w postaci językowych "fikołków". Mnóstwo drugoplanowych postaci, niezliczone ilości wydarzeń - dla wielu jest to góra nie do przekopania i nie do przetrawienia. Ja znalazłam w tej książce kawałek siebie, kawałek swojego życia i pewnie dlatego pozytywnie ją oceniam.
   Fabuły streścić nie sposób, gdybym ja ją opowiadała zajęło by to znacznie więcej czasu niż przeczytanie książki. W skrócie można powiedzieć, że jest to opowieść o polskiej rodzinie, jakich wiele. Z pokolenia na pokolenie zmieniają się priorytety, jednak niezmienne pozostaje jedno - niespełnione marzenia i żal.
"Jadzia ceniła tylko to, czego nigdy nie miała, bo jeśli coś już się jej dostało, nie mogło być przecież wiele warte. A potem znowu codzienność i kurz i zakochanie też za tobą już, nuciła, rozkoszując się uczuciem smutku szczypiącego jak octowa podmywka."
   Całość to groteskowy i często zabawny, ale gdzieś w głębi smutny obraz Polski i Polaków z końca XX. wieku, nie omijający kwestii politycznych i społecznych. Bo jak tu nie śmiać się z kobiet czeszących moher na swoich beretach, czy strojących się na spotkanie Isaury, ale...
   Tego nie da się opisać, ale na prawdę dobrze było przeczytać, żeby spojrzeć na świat z tarasu Piaskowej Góry. Na pewno przeczytam też "Chmurdalię" bo czuję, jakby Jadzia i Dominika gdzieś czekały, żeby opowiedzieć mi swoje dalsze losy.
"Jaki ciąg zbiegów okoliczności i objawień, przypadków i konieczności złożył się na jej, Dominiki Chmury, bycie tu, na Piaskowej Górze? Jakiego drzewa jest gałązką? Czy wsród prababek i praciotek był ktoś, w kim jej dziwność po raz pierwszy wykiełkowała i wyrosła tak, że mogłaby pokazać linię, niechby kręta była, porwana, i pokazać - to zaczęło się wtedy i wtedy. Stąd pochodzę, oto mój początek, mój ród."

środa, 1 czerwca 2011

"Wbrew naturze" Antologia opowiadań

   Kolejny zbiór opowiadań od Wydawnictwa Amea, tym razem wiodącym jest starość. Opowiadania są tym bardziej różnorodne, że każde ma innego autora. Dzięki temu poznajemy różnych pisarzy, a w związku z tym przeróżne wyobrażenia starości. Wszystkim im wspólna jest jedna prawda: czas mija dla wszystkich, a młodości nie da się zatrzymać, choćby nie wiem jak się chciało. Pokazują one też bardzo smutny fakt, że obecnie starości się nie szanuje. Nie kojarzymy jej z mądrością ani doświadczeniem, bo, jak czytamy w jednym z opowiadań, te zostały zastąpione przez Google. Starość stała się balastem, a szkoda.
   Pierwsze pytanie jakie sobie zadałam czytając opowiadania brzmiało: kiedy zaczyna się starość? Nie da się nie zauważyć, że każdy z bohaterów opowiadań starość definiuje inaczej, dla jednego jest to pierwsza zmarszczka, dla innego pierwsze objawy alzheimera. Wielu z mich postrzega starość jako ostatni krok przed śmiercią, spychają ją na margines, nie szanują inni dają się opanować współczesnemu uwielbieniu młodości, a za swojego głównego wroga uznają starość i jej oznaki. Skonfrontowani ze starością muszą swoje poglądy zweryfikować. Tak staje się na przykład z bohaterką opowiadania "Poczwarka" Joanny Stróżniak, młodą energiczną kobietą, która w zamienia się miejscami ze starą kobietą.
   Autorzy zebranych opowiadań to młodzi ludzie, piszą zapewne na podstawie własnych wyobrażeń lub obserwacji. Niektóre spostrzeżenia są bardzo głębokie, nietypowe, w innych natomiast wyraźnie zauważa się leżące u podstaw osobiste przeżycia. Zdarza się jednak, że uderzają w przesadnie moralizatorski ton, wtedy wywołują (przy najmniej u mnie) zdecydowany niesmak Brakuje też spojrzenia "z drugiej strony". Na pewno ciekawe byłoby opowiadanie o starości napisane przez starszą osobę, może patrzyłaby na ten problem inaczej, na co innego zwróciłaby uwagę?
   Mnie szczególnie przekonały do siebie "Na deskach", "Trzydzieści sześć i sześć" i "Stary, starszy, trup", nie umiem nawet wyjaśnić czemu. Wybór opowiadań jest na tyle duży, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Całość stanowi inspirującą podstawę do rozmyślań nad naszym stosunkiem do przemijania czasu a przy okazji ciekawy przegląd współczesnych polskich autorów. Świetny pomysł na antologię, pozycja godna polecenia osobom, które lubią opowiadania i mają ochotę na odrobinę refleksji.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Amea:

poniedziałek, 30 maja 2011

"Córka czarowic" D. Terakowska

"Ludzie w swej pysze i poczuciu siły, przekonani o swym rozumie, wysokiej technice, pragną Matkę Naturę zmieniać. Chcą nad nią zapanować. Próbują odwracać bieg rzek, wycinać lasy, osuszać bagna - mówiła Czarownica. - Po upływie czasu okazuje się, że działali wyłącznie na własną szkodę. Zapomnieli, że są malutką cząsteczką Matki Natury, a nie Ona jest cząsteczką nich. Skoro tak, oni winni Jej podległość. a nie na odwrót..."
 
"Bo coś takiego jak zbiorowa Natura Człowieka nie istnieje. Jest tylko natura pojedynczych, indywidualnych osób. A każda z nich jest inna - uśmiechnęła się Czarownica. - Jeśli będziesz mieć swojego psa, po pewnym czasie będziesz mogła dużo powiedzieć o psach w ogóle.  Ale gdy zaprzyjaźnisz się z jednym tylko człowiekiem, nadal nie będziesz nic wiedzieć o rodzaju ludzkim."
"Człowiek bez swojej przeszłości jest martwy, jego teraźniejszość jest martwa."
Ta książka to piękna i mądra przypowieść nie tylko dla dzieci. Mówi o szacunku do człowieka, natury i historii. Podejmuje też problem władzy i narodu. Na prawdę warta przeczytania.

środa, 25 maja 2011

"Po zmierzchu" H. Murakami

   Czekając na trzeci tom "1Q84" zapoznaję się z tymi książkami Murakamiego, których jeszcze nie przeczytałam. Tym razem trafiłam na "Po zmierzchu". To króciutka powieść, opisująca wydarzenia tylko jednej nocy. Bohaterami są pozornie nie mające ze sobą nic wspólnego osoby. Sieć związków między nimi zacieśnia się z każdą mijającą godziną - nastolatka czytająca w kawiarni książkę, chłopak spieszący się na próbę zespołu, kierowniczka lovehotelu, biurowy urzędnik pracujący do późna... - Murakami posiada tą interesującą umiejętność łączenia przeróżnych płaszczyzn, zupełnie odrębnych światów, efektem są zupełnie wyjątkowe, wręcz magiczne historie, których atmosfera ogarnia czytelnika od pierwszej strony powieści.
"Wiesz, Mari, zdaje nam się zwykle, że mamy solidny grunt pod nogami, ale coś niewielkiego może spowodować, że spadniemy aż na sam dół. I jak się raz spadnie, to koniec. Już nie da się wrócić. Pozostaje tylko żyć samotnie w tym mrocznym świecie na dole."
   Koleżanka podsunęła mi pomysł przeczytania tej książki w ciągu jednej nocy, niestety mi się to nie udało. Ale po obudzeniu się rano z nosem w książce wiedziałam, że nie odłożę książki dopóki jej nie doczytam. Dlaczego? Podobało mi się wędrowanie za bohaterami po rozświetlonych neonami ulicach Tokio, przesiadywanie z nimi w całodobowych kawiarniach a na końcu spanie... niczym śpiąca królewna. Ciekawe jest też, że najgłębsze myśli wypowiadają często postaci, po których byśmy się tego na pierwszy rzut oka nie spodziewali, pokojówki, sprzedawca w sklepie. Murakami to autor, który nie podlega żadnym schematom i kreuje nowe światy bawiąc się znanymi konwencjami.
"I dlatego myślę, żę ty też, jak znajdziesz sobie dobrego faceta, nabierzesz więcej wiary w siebie niż teraz. Nie wolno ci godzić się na półśrodki. Są na świecie rzeczy, które da się robić tylko samemu i inne, które da się robić tylko we dwójkę. Ważne jest, żeby właściwie je połączyć."
Co jeszcze mnie ujmuje w tej książce to niesamowita dbałość o szczegóły. Bohaterów nie charakteryzują tylko słowa, ale też ich wygląd, zachowanie, drobne gesty a nawet to, co zamawiają w restauracji. To cechuje również pozostałe powieści Murakamiego - bohaterów obserwujemy jak na filmie, każdy szczegół kadru jest dokładnie opisany i ma znaczenie dla całości.
"Słuchaj, życie nie dzieli się po prostu na rzeczy ponure i wesołe. Pośrodku jest pośrednia strefa cienie. Zdrowy intelekt opiera się na uświadomieniu sobie i zrozumieniu etapu cienia. A osiągnięcie zdrowego intelektu wymaga odpowiedniego czasu i wysiłku."

poniedziałek, 23 maja 2011

"Nie opuszczaj mnie" (2010) reż. M. Romanek

   Boję się oglądać filmy nagrane na podstawie moich ulubionych książek. Chyba dlatego tak długo zwlekałam z obejrzeniem tego. Bałam się rozczarowania, bałam się, że film zburzy obraz tej historii, jaki sobie sama stworzyłam. Niepotrzebnie.
   W tym wypadku jest zupełnie odwrotnie. Film stał się okazją do wrócenia co świata stworzonego przez autora. Na nowo przemyślałam problem, który jest tu poruszony. I na nowo wzruszyła mnie ta historia, chociaż muszę przyznać, że po pierwszych kadrach wcale nie spodziewałam się takiego efektu. Miałam wrażenie, że może za dużo od razu się nam pokazuje. Czytając książkę nie od razu wiadomo było o co chodzi, słowo "donacja" nie padło na pierwszych stronach. Dalej jednak, film odwzorowuje nam subtelną i tajemniczą atmosferę powieści.
   Do tego wszystkiego jest piękny od strony wizualnej i dźwiękowej. Czegóż chcieć więcej?

niedziela, 22 maja 2011

"Grona gniewu" John Steinbeck

   Takich książek brakuje mi we współczesnej literaturze, dlatego sięgam trochę wstecz. 700 stron, które czyta się w kilka dni, jakby się oglądało w odcinkach długi film. A między jednym a drugim nie przestaje się myśleć o bohaterach i ich historii.
"Klęska wyziera z oczu tych ludzi. Z oczu tych zgłodniałych wyziera rosnący gniew. W sercu ich wzbierają i dojrzewają grona gniewu - zapowiedź przyszłego winobrania."
   Steinbeck po raz kolejny przekonał mnie do siebie, tym razem jako wnikliwy obserwator wyczulony na losy najsłabszych. Pokazuje ważne wydarzenie historyczne stawiając na pierwszym planie ludzi, których najbardziej ono dotknęło. Postęp w rolnictwie, zmiana w strukturze gospodarstw i rozwój kapitalizmu - które symbolizuje w powieści ciągnik niszczący domy małych dzierżawców - skłoniły niezliczone rzesze ludzi do wędrówki na zachód, tym razem celem jest Kalifornia.
"Kobiety wpatrywały się w mężczyzn, pełne obawy, śledząc, czy nie upadli na duchu. Patrzyły w milczeniu i czekały. A gdziekolwiek zbierała się większa gromada, z twarzy mężczyzn znikał lęk wypierany przez wściekłość. I kobiety oddychały z ulgą, wiedziały bowiem, że nie jest jeszcze najgorzej, że mężczyźni nie załamali się i nie załamią, póki strach potrafi przerodzić się u nich w gniew."
   Nadzieja na pracę i lepsze życia gna tych ludzi przez cały świat i pozbawia ich po drodze, wszystkiego co mają. Odbiera im dom, gospodarstwo, ostatnie pieniądze, najbliższych. Oni jednak idą do przodu mimo wszystko i pielęgnują w sobie najważniejsze wartości jakie im pozostały - rodzinę, współczucie, szacunek do drugiego człowieka i godność.
   Poszczególne rozdziały układają się w piękną epopeję. Autor opowiada losy rodziny Joadów, nadając powszechnemu zjawisku konkretne twarze i przetyka tę opowieść krótkimi rozdziałami które poświęca raz szczegółom (jak wędrujący żółw) a raz opisom krajobrazów czy też pracy ludzi.
   Warto było dźwigać w torebce tę książkę, żeby w wolnych chwilach popodróżować sobie razem z bohaterami przez Amerykę.

piątek, 20 maja 2011

"Naga" Izabela Szolc

   Nigdy nie czytałam książek tej autorki, ale może czas to zmienić? Zbiór opowiadań "Naga" na pewno do tego zachęca. Pani Iza pokazuje tutaj, że ma niesamowite oko i ogromną wrażliwość do odbierania i opisywania uczuć, przeróżnych. Bohaterkami opowiadań zebranych w tym zbiorze są kobiety. Spotykamy je na różnych etapach ich życia, borykające się z bardziej i mniej typowymi problemami.
   Matki, żony, córki, kochanki... każda z tych kobiet definiuje samą siebie poprzez społeczną rolę jaką odgrywa. I to jest tutaj najbardziej kobiece. Czytając kolejne opowiadania coraz bardziej zastanawiałam się, czy mężczyzna mógłby być autorem takiego zbioru i uznałam, że raczej nie. Opowiadania napisane przez mężczyzn nosiłyby pewnie inne tytuły: 'kierowca', 'lekarz', może byłyby to imiona. Kobieta, jak wynika z tej małej książeczki (i nie tylko), widzi siebie przez pryzmat tego, kim jest dla innych. Mężczyzna raczej się zachwala.
   Szolc pokazuje, że bycie kobietą nie zawsze jest proste, ale może być piękne i są tacy, którzy o tym marzą. Wnikliwie rozpatrując rozmaite sytuacje wskazuje ich zarówno mocne jak i słabe strony. I mimo, że poszczególne opowiadania bardzo się od siebie różnią - jedne są łagodne, stonowane, raczej brutalne i nie wszystkie dobrze się czyta, niektóre (szczególnie "Alicja") pozostawiają po sobie gorzkawy posmak, to łączy je jeden wspólny mianownik - różnorodność kobiecej natury. Te króciutkie opowiadania mogą naprawdę pomóc w zrozumieniu kobiecości i skłaniają do naprawdę głębokich przemyśleń. Dlatego można je polecić również mężczyznom.
   Niestety, jak to z opowiadaniami zwykle bywa, jedne podobały mi się bardziej, inne mniej. Niektóre pozostawiły pozytywne wrażenie, a inne raczej niesmak. Mimo to uważam, że to książka warta poświęconego jej czasu. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Amea.

niedziela, 15 maja 2011

"Krew królów" J. Thorwald

   Po przeczytaniu "Stulecia..." i "Triumfu chirurgów" musiałam sięgnąć po następną książkę tego autora. Padło na krew królów, tym bardziej  że jest tak pięknie wydana.
   Tym razem autor wziął pod lupę jedną z najrzadszych chorób - hemofilię. Dodatkowym smaczkiem jest fakt, że choroba ta występowała w wielu znamienitych europejskich rodach i rozprzestrzeniła się za sprawą angielskiej królowej Wiktorii. Wielu jej potomków cierpiało z powodu tej dolegliwości a jej córki i wnuczki były nosicielkami, obciążając tym samym swoje dzieci.
   Bohaterami trzech pierwszych rozdziałów są chyba najbardziej znani hemofilicy: hiszpański książę Alfons, pruski książę Waldemar i carewicz Aleksander, natomiast czwarty rozdział poświęcono medycznym kwestiom związanym z tą chorobą. Opowieści są tym bardziej ciekawe, że czytając ma się świadomość ich autentyczności. Autor podczas pisania posługiwał się notatkami lekarzy oraz zapiskami pacjentów, a wszystkowiedzącego narratora zastąpił pierwszoosobowym, dzięki czemu zbliża nam losy bohaterów jeszcze bardziej.
   Całą książkę czytałam w dziwnym napięciu, ciekawa dalszych wydarzeń, mimo, że smutne zakończenia znałam już z lekcji historii. Szkoda, że nikt tak już nie pisze podręczników, na pewno byłoby łatwiej i przyjemniej się uczyć. Polecam!

sobota, 14 maja 2011

"Nie ma o czym mówić" M. Szarejko


   Książka Marty Szarejko jest malutka, niepozorna, można ja przeczytać bardzo szybko. Zapomnieć o niej nie jest już tak łatwo.
   Każdy ze szkiców to nowa twarz. Twarz, na którą na co dzień nie zwracamy uwagi, albo od której odwracamy wzrok. Spotykamy je na dworcach, przystankach, w podziemnych przejściach i czym prędzej omijamy. Tymczasem autorka każe nam przystanąć, przyjrzeć się im i posłuchać historii, które nam opowiedzą – Cyganka zwierzająca się ze swoich snów, Don Ivo – włoski mafioso rodem z Warszawy, wymachujący rękami Rupert i wielu innych… takich historii i miejskich legend jest mnóstwo.
   Nie jest to książka którą czyta się przyjemnie, a tym bardziej nie na poprawę humoru. Za to robi na czytającym (przynajmniej na mnie zrobiła) duże wrażenie. I chociaż całość wydaje mi się nierówna, to fragmenty, w których autorka pozwala mówić samym bohaterom, nie wciska ich wypowiedzi w sztywne ramy zdania, pozwala im przeklinać, donosić na siebie i kłócić się, uważam za naprawdę dobry kawałek polskiej literatury i gratuluję tak udanego debiutu.

Za możliwość przeczytania  książki dziękuję Wydawnictwu AMEA.

"Rosyjski kochanek" M. Nurowska

Wkoło mnie piętrzą się przeróżne stosy książek do przeczytania, a ja tu sięgam po coś zupełnie spoza kolejki. Ale tak to już ze mną jest, że nie lubią utartych planów i czytam to, na co akurat mam ochotę (i na co skusi mnie okładka).

Swoją znajomość z Nurowską rozpoczęłam nieudanie od jej autobiografii pt. "Księżyc nad Zakopanem" i nie planowałam powrotu do niej, ale szperając na półkach mojej ukochanej biblioteki dałam się uwieść "Rosyjskiemu kochankowi"... i nie było powrotu.

Bohaterką jest pięćdziesięcioletnia Julia, literaturoznawca z Polski, która wybiera się na rok do Paryża, gdzie ma prowadzić zajęcia na uniwersytecie. Od razu poznaje młodą parę z Rosji - Nadię i Aleksandra, którzy mieszkają przez ścianę w hotelu. Choć z pozoru tak sobie odlegli, szybko nawiązują kontakt. Coś jednak się zmienia, kiedy Nadia wraca do Rosji - kontakty między Julią a Aleksandrem coraz bardziej się zacieśniają, mimo, że kobieta nawet nie chce przyjąć do siebie myśli o tym.

W tej książce wiele mi się nie podobało - pewna schematyczność, lekkość, dość powierzchowne traktowanie wielu problemów, zbyt słodkie zakończenie... Ale znalazłam też kilka plusów - romantyczna atmosfera Paryża i ciekawy sposób opowiadania - narratorką jest Julia, która opowiada swoją historię z jednej strony z perspektywy czasu, a z drugiej - na bieżąco. Może niejasno się tu wyraziłam, ale pisząc więcej za dużo musiałabym zdradzić, a nie chcę nikomu psuć przyjemności z odkrywania tej historii.

Jest to piękna opowieść, ale chyba nie dla mnie. I nie chodzi tu o to, że mi jako młodej osobie trudno jest zrozumieć problemy innej, starzejącej się już kobiety. Myślę sobie po prostu, że to książka zupełnie nie dla mnie. Chociaż nie żałuję, że ją przeczytałam - zrobiłam sobie mały rekonesans w literaturze dla innych kobiet :)

poniedziałek, 9 maja 2011

"Gra na wielu bębenkach" O. Tokarczuk

Odkąd przeczytałam "Prawiek..." lubię od czasu do czasu wracać do tej autorki i poznawać książki, które napisała wcześniej. Na szczęście jeszcze kilka mi zostało. Tym razem padło na zbiór opowiadań. I jak to z opowiadaniami bywa - jedno zapada w pamięci bardziej, inne mniej. Tytuł zbioru mówi sam za siebie - autorka "próbuje się" w różnej tematyce, jakby ćwiczyła grę na różnych bębenkach, ale za każdym razem, czuć, że to ONA, jedyna i niepowtarzalna, chociaż ustami bohaterki ostatniego, tytułowego opowiadania mówi, "jestem ani wysoka, ani niska, nie za tęga, ani nie za szczupła, moje włosy nie są ani jasne, ani ciemne. Mam nieokreślony kolor oczu...", to jej samej ta 'nieokreślona nijakość nie dotyczy.
Na mnie największe wrażenie zrobiło już pierwsze - "Otwórz oczy, już nie żyjesz", które opowiada o pewniej czytelniczce kryminałów. Kobieta czyta w każdej wolnej od codziennych obowiązków chwili, a jej życie zaczyna przeplatać się z literacką fikcją. Ciekawe, jakie historie przeżywamy na co dzień, jakie opowiadanie powstałoby, gdyby spisać to, co robię i to, o czym czytam? Jaki wpływ ma na nas literatura, a jaki my na nią?
Cały zbiór jest niewyczerpaną kopalnią głębokich przemyśleń i czasami bardzo trafnych cytatów:
"Czas stał się bolesny któregoś dnia, gdy w jednym krótkim momencie uświadomiłam sobie nagle, co znaczy 'teraz'. 'Teraz' bowiem znaczy - 'już nigdy'. 'Teraz' znaczy, że to, co jest, właśnie w tym samym momencie być przestaje, obsuwa się jak zmurszały stopień schodów. Jest pojęciem strasznym, porażającym, obnaża całą okrutną prawdę."
"Mówiła, że to największy przywilej człowieka - posiadać teraz; tylko to możemy mieć. Dlatego wymyślono język - żeby kontrolował przenoszenie się zdarzeń z przeszłości w przyszłość, a więc żeby miał władzę nad czasem, żeby zatrzymywał czas, choćby na tę krótką chwilę, kiedy z całą powagą wypowiada się 'jestem'. Mieć 'teraz' to znaczy mieć świadomość swojego istnienia, to znaczy być w nieruchomym oku cyklonu, stać tam i przyglądać się wirującym zdarzeniom, odkrywać ich kolisty, porywający wciąż i wciąż porządek."
Można tu poznać wiele motywów, których rozwinięcie znajdujemy w późniejszych powieściach Olgi Tokarczuk oraz to co mnie najbardziej zachwyca i przypomina mi swoim działaniem obiektyw aparatu - umiejętność zwrócenia uwagi, 'wyostrzenia' pozornie nieznaczącego detalu i jednoczesne delikatne zaznaczenie otoczenia.
Jest to na pewno istotna pozycja wśród prozy Tokarczuk, warta przeczytania, chociaż nie polecam jej czytelnikom, którzy jeszcze nigdy jej nie czytali. Znajomość z tą autorką na pewno lepiej zacząć od "Prawieku..."

środa, 4 maja 2011

"1Q84.Tom 2" H. Murakami

Skończyłam czytać ten tom już jakiś czas temu, ale okołoświąteczne zajęcia i majowy długi weekend jakoś nie sprzyjały pisaniu recenzji. Wiele moich wrażeń i odczuć zdążyło już umknąć, zwyczajnie sobie wyparować. Najważniejsze co pamiętam to wo niesamowite poczucie nieustannego balansowania na granicy światów, w jakie wprawia nas autor.
Forma powieści nie zmieniła się i nadal naprzemiennie śledzimy losy Aomame i Tengo. Ich historie coraz bardziej się przenikają, zaczynają się nawet wzajemnie uzupełniać. Jest w tym coś, co nie pozwalało mi oderwać się od książki. W porównaniu do pierwszego tomu tempo wzrasta, coraz więcej się dzieje. Każdy kolejny rozdział przynosi coś nowego i zwykle zaskakującego. Co dalej z naszymi bohaterami? Jak potoczą się losy Tengo i Aomame? Czy dane będzie im się odnaleźć? I czy Fukaeri (swoją drogą moja ulubiona bohaterka), która zdaje się znać przyszłość spełni swoją misję w świecie, w którym świecą dwa księżyce?
Nie chcę tu zdradzać fabuły powieści, żeby tym, którzy nie czytali jeszcze pierwszego ani drugiego tomu, nie odbierać przyjemności zanurzania się w świecie Murakamiego, odradzam też zaglądać na ostatnią stronę obwoluty i dziękuję tym, którzy mnie przed tym ostrzegli.
Napiszę tylko, że zakończenie wprawiło mnie w zupełne osłupienie i nie mogę się już doczekać kolejnego tomu. O ile mi wiadomo, ukaże się on dopiero z końcem bieżącego roku, dlatego czekając na niego przeczytam wcześniejsze powieści autora - na półce czeka już "Po zmierzchu".

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

"Z ciemnością jej do twarzy" Kelly Keaton

Zawsze uwielbiałam czytać książki młodzieżowe, kiedyś byłam na nie 'za mała', a teraz chyba trochę z nich wyrosłam, ale tylko pozornie. Kiedy nikt nie widzi sięgam po "Anię z Zielonego Wzgórza" albo Siesicką. Dlatego skusiłam się nie ofertę Wydawnictwa Znak i przeczytałam książkę Kelly Keaton - chociaż powinnam raczej napisać - 'połknęłam'. Zastraszająco szybka akcja bez reszty mnie pochłonęła. Historia Ari od pierwszych stron książki ma w sobie to 'coś' co sprawia, że chce się ją poznać.

Główna bohaterka, Ari, tylko na pozór jest zwykłą nastolatką. Od dzieciństwa obserwuje u siebie cechy, jakich 'zwykli' nastolatkowie nie posiadają - długie, srebrzyste włosy, które nie dają się obciąć czy nietypowo zielone oczy - to tylko niektóre z tych cech, które z czasem dają o sobie znać. A wtedy Ari nie pozostaje nic innego, jak tylko sprawdzić co się dzieje i zbadać losy swoich rodziców oraz miejsce, w którym przyszła na świat. To śledztwo wcale nie jest proste. Na drodze stają jej nieziemskie siły, które dotąd znała tylko z książek. Spotyka również Sebastiana, który wydaje się rozumieć jej problemy i chce jej pomóc.

Jaką prawdę odkryje Ari i czy będzie w stanie poradzić sobie  z zadaniami, przed jakimi stanie? Oczywiście tu na nie nie odpowiem, ale jeśli jesteście zainteresowani nową historią, w której nie brakuje nadprzyrodzonych mocy, krwiożerczych wampirów, czarodziejów, a nawet greckich bogiń, to z czystym sercem mogę Wam polecić tę książkę. Wprawdzie autorka przejęła kilka znanych nam już z literatury motywów, ale udało jej się stworzyć na tej kanwie naprawdę intrygującą opowieść. Zdradzę tylko, że zakończenie wskazuje na kolejną część tej książki, której już teraz jestem bardzo ciekawa.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu:
Zapraszam na facebookową stronę wydawnictwa Znak Emotikon, tam wkrótce pojawią się promocje i konkursy związane z książką, która w księgarniach pojawi się 5 maja.

wtorek, 19 kwietnia 2011

"Kasika Mowka" Katarzyna T. Nowak

Idąc rozpędem zamówiłam sobie jeszcze jedną książkę Kasi Nowak. Najbardziej zaciekawił mnie fragment książki zamieszczany z tyłu książki:
"Niczego się nie nauczyła. Tylko lęku nabrała jak wody w usta. Wraca do przeszłości, czepia się tego, co minęło, jak głodny kleszcz ciepłego ciała. Wie, że nie ma czasu. Nikt nie ma. Kiedyś żyła wyłącznie przyszłością. Teraz się jej boi. Kiedyś miała imię. Kasika Mowka. To ja. Czy tego chcę czy nie"
Prosty, a zarazem wyszukany, poetycki język. Piękne porównania i symbolika - to ogromna zaleta nie tylko tego fragmentu ale i całej książki. Do tego dochodzi nietypowa historia dziewczynki wychowywanej przez babcię. Kasika jest dla babci całym światem, jednak co się stanie, kiedy przestanie już być tą wymarzoną Kasiką i stanie się dojrzałą kobietą?
Rozwiązanie tej nietypowej sytuacji okazuje się nie być łatwe dla żadnej z kobiet.
Czytałam "Kasikę" tuż po "Mojej mamie czarownicy" i zauważyłam wiele podobieństw między biografią bohaterki a historią opowiedzianą w książeczce. Okazuje się na przykład, że ona też wychowywana była głównie przez babcię, a będąc dzieckiem sama o sobie mówiła 'Kasika Mowka'. Ciekawe swoją drogą na ile obie historie się pokrywają? I w którym miejscu ta książkowa zaczyna iść własną drogą?
Książka ta pokazuje, że warto sięgać po polską literaturę, żeby zachwycić się prawdziwie polskim językiem literackim i przekonać się, że polscy autorzy też potrafią kreować przeciekawe scenariusze.


* Nowak, Katarzyna T.(2010): "Kasika Mowka", Kraków: Wyd. Literackie

piątek, 15 kwietnia 2011

"Moja mama czarownica" Katarzyna T. Nawak

Od kiedy przeczytałam "Samotność bogów", "Poczwarkę" i "Ono" zostałam fanką książek Doroty Terakowskiej. Dlatego kiedy odkryła, że istnieje książka o niej po prostu musiałam ją przeczytać, tym bardziej, że autorką książki jest jej córka.
Dobrze jest bliżej poznać osobę, która tak głęboko potrafi nas wzruszać.
Z kart książki wyłania się postać Terakowskiej jako zupełnie niesamowitej osoby, w mojej ocenie pełnej wewnętrznych sprzeczności. Z jednej strony energiczna, pewna siebie, czasami wręcz władcza i apodyktyczna, a z drugiej wnikliwa i wrażliwa obserwatorka ludzkich zachowań. Jaką była nastolatką, córką, matką, żoną, szefową? - Na te i wiele innych pytań odpowiedzi udzielają nam jej najbliżsi, współpracownicy, znajomi. A to wszystko w moim ulubionym otoczeniu - w Krakowie, który zmieniał się razem z bohaterką książki.
"I tak zaczęłyśmy poznawać siebie. Znalazłam w jej książkach to, czego szukałam. Ona znalazła to, co zgubiła."
Kasia napisała bardzo ciepłą, przyjemną w odbiorze książkę, w której nie omija mniej wygodnych tematów ani nie koloryzuje (przynajmniej ja ją tak odebrałam). Pozwala nam poznać Dorotę Terakowską taką, jaka ona była. W efekcie przeczytałam tę biografię jednym haustem, co rzadko mi się zdarza i czuję, jakbym autorkę moich ulubionych powieści znała niemal osobiście.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Nowe nabytki

Wróciłam dziś do mieszkania z torebką pełną nowych nabytków. Do Cejrowskiego, który czeka na półce od kilku dni dołączyli:
 - Katarzyna T. Nowak ("Kasika Mowka" i "Moja mama czarownica. Opowoeść o DOrocie Terakowskiej),
- Murakami ("1Q84" Tom 2),
- Jürgen Thorwald ("Krew królów"),
oraz Kelly Keaton ("Z ciemnością jej do twarzy").
Większość udało mi się wypożyczyć w Jagiellonce, Cejrowskiego dostałam w prezencie a  Kelly Keaton od wydawnictwa. Najchętniej czytałabym wszystkie na raz, narazie wszystkie sobie wydotykałam, wywąchałam i wyoglądałam. W książce "Moja mama czarownica" zdążyłam już znaleźć piękny cytat Doroty Terakowskiej, który idealnie dopełnia opis mojego bloga:
"Wierzę w raj taki, jak u Borgesa, pełen bibliotek. Ale bardzo bym chciała, żeby ta biblioteka stała na jakiejś łące, blisko wody. Tak, bym co jakiś czas mogła wyjrzeć zza półek, pod nogami miała trawę, a na horyzoncie wodę. Bo gdyby rajem były same ściany pełne książek dookoła, byłoby to dla mnie zbyt ponure."
Też chciałabym znaleźć się kiedyś w takim raju, póki co moim rajem na ziemi jest zadeszczony Kraków i stosik książek, które na mnie czekają.