niedziela, 15 grudnia 2013

Grudniowe odkrycia

Za nami jeden z najkrótszych dni w roku, a co za tym idzie, również jeden z najdłuuuższych wieczorów. Idealny czas na czytanie - to mój najlepszy sposób na spędzanie samotnych godzin. Włączam nastrojową muzykę, zimowo-świąteczno-przytulną - ostatnio przy użyciu 8tracks.com, które pozwala na odsłuchiwanie niekończących się playlist stworzonych przez ludzi z całego świata. Przynoszę z kuchni coś ciepłego (mam w tym celu dość bogatą kolekcję herbat i soków) i wykopuję kolejne książki z czeluści internetu - dzięki kindelkowi niemal wszystko jest na wyciągnięcie ręki i zawsze dostępne.

A to udało mi się odkopać w czeluściach sieci:

Inspirowana mitologiami i religiami całego świata opowieść o poszukiwaniu sensu bycia z rozgrywającym się w tle starciu bogów. Niesamowita podróż w głąb Stanów Zjednoczonych, pokazująca  bolączki współczesnej (pop)kultury. Wielopoziomowa konstrukcja tej książki wymaga od czytelnika sporego zaangażowania, oferując za to dużą satysfakcję z rozszyfrowywania kolejnych zabiegów autora, który naprawdę potrafi grać na emocjach. Fascynowała mnie przez wiele dni i już się cieszę na kolejne spotkania z jej autorem.

 "Ostatni wyścig" Jeana Hatzfelda przeczytałam za namową trójkowego specjalisty od literatury Michała Nogasia - uwielbiam jego wejścia na antenę w piątkowe poranki i staram się podążać śladem jego poleceń. Tym razem, przekornie, zaczęłam znajomość z autorem od nietypowej dla niego książki - nie jest to reportaż. Choć nosi wiele znamion tego gatunku, poza jednym - nie opisuje autentycznych wydarzeń. Zmyślona przez pisarza historia olimpijskiego mistrza Ayanleha Makedy jest bardzo wiarygodna - głównie przez fakt, że nie jest tak całkiem nierealna, mogłaby się zdarzyć w rzeczywistości, nic nie stałoby na przeszkodzie.
Na koniec mój dzisiejszy wybór, książka, z którą spędziłam całe niedzielne popołudnie. Bo choć miałam też inne plany to nie udało mi się od niej oderwać i 300 stron przeczytałam za jednym podejściem. I jest to pierwsza książka, którą przeczytałam w całości po angielsku - muszę to sobie tu odnotować. Tytuł wpadł mi w oko przy przeglądaniu bestsellerów NY Timesa. Nie jest to lektura wymagająca, powiedziałabym raczej - pochłaniająca. Historia jakich wiele, typowe "high school love story", ale tego właśnie było mi trzeba, na ten wieczór, który w sumie jest dłuższy niż dzień.