środa, 14 września 2011

"Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" M.V. Llosa

   Dużo nowości u mnie we wrześniu. Nowa praca, stety-niestety blisko domu, przez co mam mało czasu na czytanie w autobusach. Staram się nadrabiać to wieczorami, ale różnie z tym bywa. Póki się w tym nowym otoczeniu nie zorganizuję posty będą pewnie pojawiać się tu bardzo nieregularnie.
   Ostatnie dni wakacji spędziłam z niegrzeczną dziewczynką i grzecznym chłopczykiem, poznając historię ich niesamowitej miłości. Jest to naprawdę wciągająca historia, którą chłonęłam bardzo szybko, mimo, że niektóre zdarzenia są mało prawdopodobne.
   Ciekawe, że tak różni od siebie ludzie mogą mieć tak wiele wspólnego, że może łączyć ich taka namiętność i pasja, które są w stanie przetrwać największe próby. Przykład Ricardo który jest tą "dobrą" stroną tego związku pokazuje, że o miłości nie decydujemy sami. Zraniony tysiąckroć wybacza za tysiąc pierwszym razem ryzykując samego siebie. Żądna przygód niegrzeczna dziewczynka gdzieś w głębi duszy pragnie stabilizacji jaką on jej daje. Jednak nadmiar spokoju tłamsi ją w wyniku czego jak sprężyna wybija się na wolność, z czasem wraca jednak na swoje miejsce.
"Już nie umiałem jej wierzyć, bo od czasu gdy ją poznałem, zawsze mówiła mi więcej kłamstw niż prawdy. I sądzę, że w odróżnieniu od zwykłych śmiertelników na tym etapie życia wspaniałej Kuriko było jej niezwykle trudno oddzielić świat, w którym żyła, od świata, w którym twierdziła, że jest."
   Książka pełna jest również pięknych metafor. Moim zdaniem najbardziej niegrzeczną dziewczynkę trafnie obrazuje opis falochronu, który nie zawsze jest w stanie okiełznać morze - musi do tego być ustawiony we właściwym miejscu i czasie. Ona jest właśnie taka - trudno na nią wpłynąć.
   Podsumowując uważam "Szelmostwa..." za bardzo dobrą książkę, a Wy?

sobota, 3 września 2011

"Wielki Gatsby" F. Scott Fitzgerald

   Po podróżach po polskiej wsi trafiłam za sprawą "Wilekiego Gatsby'ego" do Nowego Jorku. To miasto moich marzeń, uwielbiam marzyć o piciu kawy z croissantem przed wystawą Tiffany'ego, a teraz będę marzyć jeszcze o dekadenckich przyjęciach w wypełnionych papierosowym dymem (no, może bez przesady) apartamentach. To taki mój "amerykański sen".
   Fitzgerald w swojej najbardziej znanej powieści z jednej pokazuje świat Nowego Jorku lat 20. ubiegłego stulecia w najpiękniejszych słowach, opisując szczegółowo życie ówczesnych elit. Jednocześnie jednak demaskuje prawdę osłoniętą piękną otoczką bogactwa. Ten świat, który z jednej strony kusi, okazuje się być zupełnie zepsuty od środka. W tym świecie najczystsze marzenia zamieniają się w nic nieznaczący pył.
   Dałam się wciągnąć w tą pełną sprzeczności rzeczywistość. Bardzo dynamiczna narracja nadaje powieści szybkie tempo, nie dając czytelnikowi odpocząć. Nie pozostaje nam nic innego, jak gonić w tym tempie do utraty tchu oraz złudzeń.
   Krótka, ale jak dla mnie świetna książka. Bardzo jestem ciekawa ekranizacji, zarówno tej z 70-tego roku z Robertem Redfordem, jak i tej mającej dopiero powstać z Leonardo DiCaprio, który jest jednym z moich ulubionych aktorów.
   A tu jeszcze najlepszy moim zdaniem cytat. Ach, ten Nowy Jork!
"Jechaliśmy przez wielki most, słońce rzucało między przęsła migotliwe smugi światła na pędzące samochody, a za rzeką rosło miasto w białych bryłach i kostkach cukru, miasto zbudowane z pragnień, za pieniądze, które nie cuchną. Nowy York widziany z mostu Queensboro jest zawsze miastem widzianym po raz pierwszy, z jego pierwszą, szaloną zapowiedzią wszystkich cudów i piękności świata."
Queensboro Bridge; http://www.nydailynews.com/img/2009/03/30/alg_queensboro.jpg

czwartek, 1 września 2011

"Pałac" Wiesław Myśliwski

   Moje trzecie spotkanie z autorem. Na pewno nie ostatnie, ale jak dotąd najmniej przyjemne. "Pałac" przeczytałam do końca na siłę. Podczas gdy czytając poprzednie powieści Myśliwskiego żyłam opisanymi w nich wydarzeniami, wczuwałam się w postacie bohaterów, tym razem nie miałam pojęcia o co chodzi. Dopóki narratorem jest Jakub, parobek, który sam pozostał w pałacu po tym jak opuścili go właściciele, miałam do czynienia z tym Myśliwskim, którego lubię i cenię. Wycieczka wieśniaka po dworskich pokojach ma bardzo symboliczne znaczenie. Dalej się już zgubiłam, chyba razem z bohaterem. Monotonny strumień świadomości kolejnych, bliżej niezidentyfikowanych przeze mnie postaci, do tego na bardzo dziwne tematy. Absurdalne, czasami mrożące krew w żyłach historie, z których dla mnie nic nie wynika.  Być może książka ta byłaby gratką dla fanów psychologii, niestety ja do takich się nie zaliczam.
   Plusem powieści jest nietypowy obraz społeczeństwa z czasów początki wojny. Wyraźnie zaznaczone różnice między klasami społecznymi z krytyką "jaśnie panów". I z plusów dla mnie to byłoby tyle. Nad resztą zawieszę kotarę milczenia.
   Z Myśliwskim się nie żegnam - wciąż czeka na półce "Traktat o łuskaniu fasoli", ale najpierw muszę chwilę od niego odpocząć.