wtorek, 15 stycznia 2013

"Miłość wyczytana z nut" A. Tyl

"Miłość wyczytana z nut" trafiła do mnie dzięki włóczykijce. Czkała jakiś czas, aż po nią sięgnę, ale jak już zaczęłam to już nie było odwrotu. To książka, którą trudno odłożyć - i ja jej nie odłożyłam. Przeczytałam praktycznie za jednym razem.
Jest to piękna i romantyczna historia młodej kobiety, która dokonuje w swoim życiu najważniejszych wyborów. I my jej przy tym towarzyszymy.Czy jej decyzje będą właściwe? - tego nie mogę zdradzić, już wydawca na okładce szczodrze obdarza nas informacjami (najlepiej wcale tam nie zaglądać, żeby nie psuć sobie czytania).
Z "Miłością..." można miło spędzić po południe - bez wysiłku, za to z przyjemnością zatapiając się w lekturę, która przypomina, że z prawdziwą miłością nie da się walczyć, bo ona zawsze zwycięży. Rozum może podpowiadać swoje, ale serca nie da się oszukać.
Może niekiedy historia ta jest zbyt różowa, wszystko nienaturalnie się układa, a i dialogi bywają miejscami sztuczna, to mimo to po przeczytaniu jej pozostały mi miłe wspomnienia.

1 komentarz:

  1. Ja właśnie skończyłam czytać. I mam podobne odczucia do Twoich. Niby różowo, niby trochę zbyt miejscami przewidywalnie, a jednak nie mogłam się oderwać. A najlepsze że wcale nie miałam ochoty jej czytać, ale że w bibliotece akurat odniosła ją dziewczyna i zachwalała to wzięłam. I nie żałuję. Teraz szukam po necie jakichś informacji o tej autorce i jej innych książek do zdobycia, bo u mnie w bibliotece niestety wypożyczone i ludzie strasznie przetrzymują. Pozdrawiam. Kaśka (a na drugie mam jak Ty - Kamila - piękne imię! :)

    OdpowiedzUsuń